Wrócilismy szczesliwie z naszych wakacji, przejechaliśmy 7948km, spędzając w naszej zielonej puszce
ponad 120 niezapomnianych godzin. Trzeba przyznać, ze załoga się dotarła podczas tej wyprawy i
znacznemu skróceniu uległ czas rozwijania i zwijania obozu, (dzięki szczegółowemu podziałowi
kompetencji.) Odwiedziliśmy różne
plemiona w pn. Namibii (Damara, Himba i San), bacznie obserwując ich zwyczaje.
Zajrzeliśmy też do Zimbabwe, kraju ostatniego afrykańskiego porządnego
dyktatora, który postanowił wprowadzić $, kiedy chleb osiągnął cenę 1 tryliona. Tam przekonaliśmy się, ze czarni ludzie tez opanowali sztukę budowy grodów z
kamienia (co było wcześniej podważane i przemilczane). Tam tez straciliśmy tylną
szybę w związku z jawnie okazaną niechęcia do nas pewnego białego nosorożca.
Potem wróciliśmy do pd Namibii, aby rzucić okiem na drugi co do wielkości kanion
po Colororado – Fish River Canon. Bez skutku szukaliśmy diamentów wokół miasta
duchów na pustyni. Zauroczyliśmy się kolebka kolonizacji w Namibii, sennym
miasteczkiem nad Ocenem – Luderitz. Reperowaliśmy też samochód, mocząc się w
gorących źródłach. O tym i nie tylko będę
pisał sukcesywnie jak uporządkuje 4tysiace fotek. Po powrocie do naszej drugiej
ojczyzny zgodnie stwierdziliśmy, że Namibia jest najbardziej przyjazna
turystom, najbardziej róznorodna, i w sumie niedroga i sympatyczna, w przeciwieństwie do
Zimbabwe, Zambi czy Botswany – nie wspominając o średnio bezpiecznym RPA. A tymczasem w szkole zaczął się kolejny
semestr, tym razem zimowy.
a to dzis o 6.45 - uczniowie ruszją do nauki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz