Jazda pojazdem mechanicznym po drogach tego pięknego kraju
niewiele się różni od tego co możemy
zaobserwować w ojczyżnie - różnica jest
tylko taka, że wszystko odbywa się jakby
w lustrze. Samochody poruszają się po
stronie lewej, kierownica jest po stronie prawej i po tejże prawej stronie
znajduje się względem kierownicy włącznik kierunkowskazów. Jak dotąd nie udało się
jeszcze odwrócić skrzyni biegów, więc biegi są takie jak i u nas. Co ciekawe
jednak, znany nam dobrze gest wykonywany
prawym kierunkowskazem, oznaczający „ możesz mnie wyprzedzić”, nie uległ odwróceniu i nie bardzo wiadomo czy
pojazd przed nami chce wyprzedzać osobiście czy tez daje nam znak do
wyprzedzenia jego. Kierowcy z wyjątkiem taksówkarzy są przewidywalni. Nie można
natomiast specjalnie liczyć na gest dobrej woli przy włączaniu się do ruchu,
raczej można liczyć na „obtrąbienie”. Taksówkarze natomiast to zupełnie inna
nacja kierowców. Oni kierują się nie ustawą o ruchu drogowym, a jedynie wąsko pojętą własną „ekonomiką
transportu”, tzn. jak najmniej km i jak najwięcej pasażerów. Dla taksówkarza
nie jest problemem nagłe zawrócenie na 4-pasmówce, w celu dopełnienia fury o
kolejnego klienta. Kierowca taksówki wszystkie decyzje podejmuje błyskawicznie
i i nie poprzedza tego żadnym przygotowaniem. Trzeba zaznaczyć, ze nie ma tu autobusów – są tylko
taksówki z czarnymi kierowcami. Taksówka zbiera klientów „do fulla” po
drodze. Każdy pasażer płaci 9$ niezależnie od tego gdzie zostanie wysadzony (w
obrębie miasta). Każdy czarny młodzieniec marzy o tym by być taksówkarzem i pędzić
przez miasto swoim taxi, trąbiąc na wszystkich pieszych, zachęcając ich do skorzystania
z jego usług. Wsiadać i wysiadać można wszędzie.
Największym zainteresowaniem cieszy się wsiadanie i wysiadanie na głównym
skrzyżowaniu przy Werner Street, gdzie można wsiadać i wysiadać również na środku
skrzyżowania, na zielonym świetle i na dowolnym pasie. Wszystko odbywa się dosyć
płynnie i przy kanonadzie klaksonów zarówno zdesperowanych kierowców
pozostałych pojazdów jak i klaksonów czekających do ostatniej chwili kierowców
taksówek. Miedzy tym wszystkim nie brak pieszych, dla których zielone światło
trwa tu 1-3s. Pozwala to na nieustanny przepływ potencjalnych klientów przez
skrzyżowanie. Jazda rowerem po jezdni
jest tu praktycznie nie możliwa; no może gdybym sobie założył jakąś mega świetlaną
kamizelkę i dokupił sprężarkę i klakson od tira, to może mógłbym wzbudzić jakiś
szacun. Odmienność i wypas budzi tu uznanie.
Największą kolejkę i najwyższe ceny ma
lekarz, który codziennie zakłada muchę i bada klientów rękoma wystrojonymi
sygnetami. Tak więc rowerem najlepiej po
chodniku, a i tak wszyscy patrzą na mnie jak na jakiegoś odmieńca, (po co sobie
cos takiego kupił? I gdzie?) – tu nikt ani rowerów, ani skuterów podobnie jak i
wielbłądów nie używa . Jak jesteś biedny to jedziesz taxi, a jak bogaty to
jedziesz swoim. Jeżeli do tego dodamy,
że wszelkie niesprawne światła, czy rozkopane skrzyżowania czekają na lepsze
czasy, to możemy postawić wniosek, że jazda po stolicy wymaga od kierowcy koncentracji, poświecenia, cierpliwości i sprawnego sygnału.
Za to poza miastem sprawa się zdecydowanie uprasza, bo rzadko występują tam inni uczestnicy ruchu. Zdarzają się i owszem tacy, co nie mają żadnego
pojęcia o zachowaniu na skrzyżowaniach...
I o tym kto komu ma ustąpić pierszeństwa …
Zdjęcia taksówkarzy dołacze w pózniejszym czasie
wd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz