W ostatni weekend koło Long Beach nad Oceanem straciliśmy bezpowrotnie
nasz wspaniały i niezawodny pojazd, z którym wiązaliśmy wielkie nadzieje na
dalsze podróże. Pijany kierowca próbował nas wyprzedzić na skrzyżowaniu z
prędkością dobrze ponad 100km/h, kiedy my skręcaliśmy w prawo.
Dzięki Bogu przeżyliśmy wszyscy bez szwanku. Czuliśmy się jakbyśmy dostali nowe
życie. W tej sytuacji spisany na straty LandCruiser znaczy tyle co nic. Sprawca
zwiał z miejsca wypadku. Na miejsce przybyła bezmyślna detectiv Calimbo, ale o
tym wszystkim długo by pisać… opowiemy jak wrócimy. Grunt, że moją głowę zgrabnie pozszywano w szpitalu (i to nie byle jakim – bo w tym, w którym
rodziła Angelina Jolie z Bradem Pittem), a my szczęśliwie wróciliśmy do stolicy pożyczonym autem.
Takie to miałem wyjątkowe urodziny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz