Śpimy gdzieś w kamiennym krajobrazie, przy kamiennej drodze.
Noc tak zimna, że rano trudno ruszyć jakakolwiek kończyną. Śniadania nie robimy
– za zimno - jedziemy oglądać kanion. Tam spotykamy śmieszna brygadę jadącą
„ogórkiem” z Cape. Uncle, chyba ich starszy kolega dowodzi dwoma młodszymi.
Chłopaki tez prowadza bloga i zapisują tam wszystkie dobre uczynki na trasie.
Nam dali letni wrzątek do herbaty i już mogli zrobić zapis na blogu. Kanion
rzeczywiście robi wrażenie, nie musimy już jechać do Colorado.
Jedziemy szukać ciepłego miejsca na śniadanie. Smakuje
wybornie wśród okrągłych głazów. Odjeżdżając postanawiam zajrzeć za intrygującą
górę. Rzeczywiście, za nią jest jakiś budynek i to jaki inplant z Bawarii.
Robimy fotkę i w drogę. Potem, na stacji wpada mi w oko książka z tym samym
bawarskim domem na okładce, zrobione pewnie 100lat wcześniej. Książkę kupujemy
– historia niesaaamowita. Bawarski ślusarz imieniem Alfons wyrusza w 1904r jako
ochotnik do Namibii, statek osiada na mieliźnie, on obejmuje stanowisko na
wysokiej górze gdzie światłem przesyła informacje nt ruchów powstańców, potem
zakochuje się w okolicach Fish River Canion i próbuje się wbrew wszelkim
przeciwnościom osiedlić na tej ziemi: „Expandet from own land”
Chętnym pożyczymy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz