Wrócę jeszcze do stycznia, kiedy to z powodu nieczystej wymowy angielskiej indyjskiego księdza w
katedrze w Windhoek, postanowiliśmy się wybrać w niedziele do innego kościoła. Trzeba oczywiście
dodac, że rzadko który kościół w Namibii jest katolicki. Felishia, która
mieszka z rodziną w naszym pensjonacie, opowiadała nam, ze pochodzi z Katutury
i że tam od dziecka chodziła do kościoła luterańskiego - w końcu też chrzescijani.
Podjęlismy wezwanie, tym bardziej, że do Katutury sami byśmy
się nie wybrali. To obecnie dzielnica Windhoek, wcześniej miasteczko
przesiedlonych siłą czarnych z okresu aparthaidu. Labirynt ciasnych uliczek i bieda.
Bez kompasu nieraz trudno stamtąd wyjechać.
Mały dość obskurny budynek, raczej barak, pomiędzy innymi
zapyziałymi budynkami z niebiesko białym również zapyziałym wystrojem. Niebieskie ściany i
białe muśliny. Wszyscy czarni, kobiety w białych strojach – duszno. Pastor
buduje napięcie i modli się, a wszyscy wtórują. Keybordziska tez stopniuje
napięcie. Modlimy się najpierw za tych, którzy wiedza, ze zrobili cos złego,
potem za kobietę, która zaraziła się aids, za tych co czują, ze cos zrobili nie
tak. Oni podchodzą do przodu, a pastor kładzie im rece na głowie, czasem pokrzykuje.
Jakas kobieta, za która się modlimy
mdleje, inna krzyczy. Dla chłopców to już za dużo. O co chodzi, co to za msza,
gdzie ksiądz? Po co te krzyki i czary? –Tata spadamy!
I w tym momencie dopiero się zaczyna. Pastor proponuje
modlitwę za białą rodzinę. Nie mamy wyboru. Idziemy do przodu, wszyscy śpiewają,
keybordzista na wyzynach swoich możliwosci, ręce w powietrzu. Pastor dobrze nam
życzy i pokrzykuje. Wszyscy się drą. Mocne
wrażenia (ale nikt nie zemdlał) - wychodzimy
na dwór i wracamy tłumacząc chłopcom o innych kościołach.
Po przyjeździe do naszego Puccini bierzemy ksiażke od historii i
czytamy, kto to był Luter i co to była reformacja – wtedy chłopcy się uspokajają,
ale są pewni, że tam już nie będziemy jeździć w niedzielę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz